poniedziałek, 23 września 2013

Wielki przyjaciel pobiegł za daleko…

Kilka dni walczyliśmy o Hektora. Niestety, nie udało się. Straciliśmy największego, ale i najmilszego, pozbawionego trosk życia codziennego domownika. Ja straciłem jeszcze wielkiego przyjaciela, z którym nawet w najgorszych chwilach (a takie każdy z nas przecież ma) mogłem się przytulić, pobawić, czy po prostu wyjść na wspólny, milczący spacer.


Hektor nie był fałszywy, nie zależało mu tylko i wyłącznie na własnych korzyściach, nie kłamał i nie starał się manipulować. Taki inny po prostu był i dzięki temu był dla mnie tak skuteczną odskocznią od tych wszystkich rzeczy, które mnie niestety codziennie spotykają.
Pamiętam, ze na początku jak ten kilkunastokilogramowy szczeniak się u nas znalazł, bałem się. Nie wiedziałem, czy sobie poradzę z takim nowym obowiązkiem, zwłaszcza, ze ów „obowiązek” w kolejnych miesiącach systematycznie nabierał kilogramów, by w dojrzałym już wieku osiągnąć wagę boksera w kategorii ciężkiej. Na koniec swojego życia ważył 125 kg, przy czym rekord w tej rasie to 136 kg.
Ale okazało się, że i my nauczyliśmy się Hektora i Hektor nauczył się nas. Po prostu stał się pełnoprawnym członkiem rodziny. Bo takim też był.
Tym większy żal w sercu, że po czterech zaledwie latach musieliśmy go pożegnać. Tak nagle, po zawale…
Znalazłem w tym ukochanym czworonogu zrozumienie i spokój – tak bardzo potrzebne mi wartości. Znalazłem też sporo miłości, której nie zapomnę do ostatnich moich dni.

Nie znajdę jednak teraz właściwych słów. Są łzy. I pamięć o największym przyjacielu jakiego kiedykolwiek miałem. I bardzo Ci za to Hektorku, mój ukochany psiaku dziękuję…