Urodziłem się 24
marca 1964 roku w Tarnowskich Górach - w
szpitalu, w którym pracował mój ojciec. Pierwsze lata mojego życia spędziłem w
uroczej miejscowości Tworóg, położonej niedaleko Tarnowskich Gór.
Pamiętam stary dom, w którym mieściła się przychodnia i ojca w białym, wykrochmalonym kitlu, wśród wielu pacjentów. Pamiętam las, rzekę, a nad nią rozkrzyczaną gromadkę dzieci, moje rodzeństwo - Krzysztofa i Sabinę. Zapamiętałem mamę z babcią, opiekujące się nami i ich niezapomniane bajki i opowieści.
Pamiętam stary dom, w którym mieściła się przychodnia i ojca w białym, wykrochmalonym kitlu, wśród wielu pacjentów. Pamiętam las, rzekę, a nad nią rozkrzyczaną gromadkę dzieci, moje rodzeństwo - Krzysztofa i Sabinę. Zapamiętałem mamę z babcią, opiekujące się nami i ich niezapomniane bajki i opowieści.
Kiedy ukończyłem 4
lata - rodzice, wciąż tęskniący za Siemianowicami, postanowili tu wrócić. Szkołę
Podstawową nr 6 wspominam z sentymentem
- pierwsze niepowodzenia i pierwsze sukcesy, głównie sportowe. Najpierw
stawiałem pierwsze kroki w pływaniu, w starej zabytkowej hali przy ulicy
Wyspiańskiego. Mając 10 lat zostałem Mistrzem Śląska w pływaniu, w kategorii
młodzików. Później trenowałem hokej na trawie w klubie HKS
"Siemianowiczanka".
Szkoła średnia uczyniła ze mnie prawdziwego sportowca. Wspomnę tu profesorów II Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Matejki - Pana Ryszarda Seręgę i Panią Teresę Ficek, którym wiele zawdzięczam. Był to czas wyczerpującej pracy. Trenowałem, trenowałem i jeszcze raz trenowałem.
Szkoła średnia uczyniła ze mnie prawdziwego sportowca. Wspomnę tu profesorów II Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Matejki - Pana Ryszarda Seręgę i Panią Teresę Ficek, którym wiele zawdzięczam. Był to czas wyczerpującej pracy. Trenowałem, trenowałem i jeszcze raz trenowałem.
Być może zbyt
intensywnie, bo nabawiłem się poważnej kontuzji kolana. Nie przeszkodziło mi to
jednak w realizacji swoich marzeń - zdobyłem indeks i dyplom Akademii
Wychowania Fizycznego w Katowicach.
Nie był to mój jedyny
indeks. W czasie, gdy zdecydowałem się związać swoje życie z samorządem
ukończyłem Europejskie Studia Podyplomowe z zakresu programów struktur rolnych
Unii Europejskiej. Uczenie weszło mi w nawyk - w ostatnich latach między innymi
uzupełniłem swoje wykształcenie w zakresie zarządzania projektami oraz złożyłem
w Ministerstwie Skarbu egzamin dla kandydatów na członków rad nadzorczych. O
szkoleniach związanych ze zmieniającym się prawem polskim nie będę się
rozpisywać.
Zanim jednak zdobyłem
te wszystkie dyplomy i certyfikaty wziąłem ślub z Renatą, którą kochałem od
lat. Wielkim wydarzeniem w moim życiu były narodzin mojego syna Macieja
(obecnie już studenta Uniwersytetu Śląskiego Wydziału Nauk Społecznych,
kierunek politologia). Potem pierwsza praca w Szkole Podstawowej nr 2 im.
Powstańców Śląskich. To właśnie tutaj pokazano mi, co to znaczy być
nauczycielem, jak budować przyjaźń z uczniami.
Z upływem czasu odkryłem w sobie inne zainteresowania - chodzi głównie o przeszłość i historię rodzinną. Zaciekawiły mnie stare albumy, urzekły zastygłe w bezruchu twarze na pożółkłych, tekturowych fotografiach, zafascynowały wysyłane przed laty listy i kartki, poruszyły rozsypujące się ze starości dokumenty, zapiski, wspomnienia dziadków - Alojzego Szczyrby i Teodora Guzego, dotyczące ich uczestnictwa w powstaniach śląskich.
Z upływem czasu odkryłem w sobie inne zainteresowania - chodzi głównie o przeszłość i historię rodzinną. Zaciekawiły mnie stare albumy, urzekły zastygłe w bezruchu twarze na pożółkłych, tekturowych fotografiach, zafascynowały wysyłane przed laty listy i kartki, poruszyły rozsypujące się ze starości dokumenty, zapiski, wspomnienia dziadków - Alojzego Szczyrby i Teodora Guzego, dotyczące ich uczestnictwa w powstaniach śląskich.
Z szacunkiem spoglądam
na ich odznaczenia i medale. Ze smutkiem, ale i z dumą zapoznaję się z historią
dziadka Alojzego, więzionego w czasie II wojny światowej w obozie
koncentracyjnym w Buchenwaldzie, a po wojnie w więzieniu polskim. Za to, że
kochał Polskę i wyobrażał ją sobie inaczej.
Kiedyś słuchając
babci - opowiadającej o wojnie - zapytałem, czy warto było się tak szarpać i
trudzić. Spojrzała na mnie ze zdumieniem i powiedziała: "Synek, to dla
Polski przeca"…
Wtedy po raz pierwszy
zrozumiałem i zapragnąłem być podobny do nich. Wpojone mi w dzieciństwie ideały
zakiełkowały - zacząłem działać dla ogółu. Współtworzyłem STO (Siemianowickie
Towarzystwo Oświatowe), które reprezentowałem w komisji działalności
gospodarczej Rady Miasta Siemianowice. W następnej kadencji zostałem radnym i
przewodniczącym komisji edukacji. Po dwóch latach III kadencji samorządu
zostałem wiceprezydentem. Funkcję tę pełniłem przez 6 lat.
W 2006 roku zostałem prezydentem Siemianowic Śląskich. Gdy wszedłem do swojego gabinetu po raz pierwszy, próbowałem sobie wyobrazić dziadka Alojzego sprzed lat, kiedy został burmistrzem swojego ukochanego miasta - co wtedy czuł, czego chciał dokonać, zanim SB zamknęła go w więzieniu. Tego wieczoru byłem szczęśliwy i dumny, ale jednocześnie niespokojny. W 2010 r. po raz drugi wygrałem wybory prezydenckie i mogłem dokończyć to, zacząłem cztery lata wcześniej. Co uważam za największy sukces mojej prezydentury? Przede wszystkim udało mi się w pełni zrealizować przedstawiony przeze mnie w roku 2006 program na lata 2006 - 2014, który miał doprowadzić do ożywienia Siemianowic Śląskich. Mam tu na myśli z jednej strony obiekty sportowe i kulturalne, które powstały w mieście, w tym kompleksy sportowe, boiska środowiskowe i szkolne, a także - gdy chodzi o obiekty kultury - Park Tradycji, Willa Fitznera czy rozbudowa Muzeum Miejskiego, z drugiej zaś - infrastrukturę drogową i rynek miejski. Kolejną ważną sprawą były kwestie ożywienia gospodarczego. Wystarczy zobaczyć jak zmieniły się tereny w sąsiedztwie Kompleksu Sportowego „Siemion”, o czym mówiłem osiem lat temu, ale w większym jeszcze stopniu Siemianowicki Park Biznesu w Michałkowicach, w którego powstaniu Miasto miało ogromny udział. Mimo to w wyborach w 2014 roku w drugiej turze przegrałem trywalizację z Rafałem Piechem, który tym samym zastąpił mnie na stanowisku prezydenta Miasta. Czego zabrakło? Myślę, że komunikacji, zwłaszcza w końcówce drugiej kadencji. Skupiłem się na realizacji programu i często brakowało mi czasu na inne sprawy. Nie skończyła się jednak moja przygoda z siemianowickim samorządem - jestem bowiem radnym Rady Miasta Siemianowic Śląskich, przewodniczącym klubu radnych Forum Samorządowego. Zawodowo natomiast związaem się z Świętochłowicami, gdzie pełnię obowiązki prezesa Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej, wykorzystując doświadczenie, jakie nabyłem będąc najpierw wiceprezydentem, a następnie prezydentem Siemianowic Śląskich. Obecnie kandyduję do senatu Rzeczypospolitej Polskiej. Nasz kraj znalazł się w trudnym momencie. Rosja wyzwoliła się z szoku, jakim był upadek Związku Radzieckiego. W krajach takich jak Ukraina, Białoruś i Litwa sytuacja nie rozwija się tak, jak byśmy sobie tego życzyli, a problemy mieszkających tam Polaków często nie znajdują zrozumienia rządzących tymi krajami. Na to wszystko nakłada się kryzys imigracyjny, który tlił się od dawna, ale teraz wybuchł z siłą wulkanu. Niezwykle ważne jest więc to, by ludzie, którzy znajdą się u sterów po październikowych wyborach parlamentarnych, mieli w sobie dość siły i zdolności przewidywania, by przeciwstawić się niebezpiecznym tendencjom, by byli odporni na naciski płynące z zewnątrz, w tym także ze strony Unii Europejskiej. Do tego wiele dziedzin życia społecznego i politycznego wymaga naprawy. Uznałem w związku z tym, że nie mogę stać na uboczu i że muszę zaangażować się w to, co się dzieje. Uważam przy tym, że posiadam wiedzę i doświadczenie, wyniesione z pracy w samorządzie, które będę mógł wykorzystać w pracy parlamentarnej.
.
.